czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 38.

Riker od razu podszedł do Laury. 
- Musimy porozmawiać... - powiedział cicho patrząc na dziewczynę. Z jednej strony naprawde się cieszył, że już wrócił do domu, a z drugiej lekko obawiał się tej rozmowy. 
- Oh, niewątpliwie. - odparła równie cicho brunetka. Riker spojrzał na resztę rodziny i Ell'a, a następnie ponownie na Laurę. 
- Ale nie tutaj... Chodźmy na górę. - uśmiechnął się lekko. Dziewczyna przytaknęła, blondyn poszedł jeszcze na chwile do braci, później do Rydel, powiedział, że ma zamiar powiedzieć o wszystkim Laurze. Delly się ucieszyła, że jej brat nie chce ukrywać niczego przed swoją dziewczyną. Po rozmowie z siostrą, Riker razem z Laurą poszli do jego pokoju. Dziewczyna weszła pierwsza i spojrzała na Lynch'a, który po wejściu od razu zamknął za sobą drzwi. 
- A więc..? - zaczęła troche niepewnie. 
- Jesteś na mnie zła? - zapytał robiąc krok w jej stronie. Właściwie nie byłby zdziwiony, gdyby była zła, to w zasadzie nie byłoby nic dziwnego. 
- Niee, dlaczego? - odpowiedziała ironicznym tonem swojego głosu i westchnęła cicho. - Riker, kim jest ta cała Cassidy? - zapytała cicho, podchodząc do niego, spojrzała mu w oczy wyczekując odpowiedzi. Riker z początku nie był do końca przekonany, ale w końcu postanowił wszystko jej wyjaśnić, nawet, jeśli wiązało się to z najgorszym.  
- Pamiętasz te dwa dni przed naszym wyjazdem? Konkretnie wieczór, naszą rozmowę... To, co mi wtedy powiedziałaś i jak zareagowałem... Eh... Pamiętasz to? - zapytał, na co dziewczyna kiwnęła głową na potwierdzenie. - I pewnie, jak Rocky ci powiedział, wróciłem "kompletnie nawalony"... Na pewno o tym wspominał. Kiedy tylko wyszedłem od ciebie  zadzwoniłem wtedy do Curt'a i razem postanowiliśmy przez chwilę zapomnieć o problemach i poszliśmy do jakiegoś klubu, baru, teraz nie do końca pamiętam, co to było. Nie ukrywam, że trochę wypiliśmy i... Właściwie tam poznałem Cassidy... - wyjaśnił. 
- Wszystko jasne... - mruknęła cicho, po uważnym  wysłuchaniu słów chłopaka. - Ale... Czy coś między wami było? - zapytała bojąc się odpowiedzi ze strony blondyna. On wziął głęboki oddech i spojrzał w jej oczy. 
- Wszystko, co tam zrobiłem... Żałuję wszystkiego, od początku do końca. - dodał równie cicho. Laura domyśliła się już, co wydarzyło się pomiędzy nim, a Cass. 
- Spałeś z nią? - zapytała prosto, a do jej oczu napłyneły łzy. 
- Nie, my tylko... Do niczego nie doszło... 
- No jasne... Ale wiesz... Chyba wolałam nic nie wiedzieć... - powiedziała ledwo powstrzymując się od płaczu, wyminęła blondyna i chciała wyjść z pokoju, jednak ten ją zatrzymał. 
- Laura, czekaj... Czy wszystkie nasze mniej miłe rozmowy muszą się tak kończyć? -  odpadł z nadzieją, że posłucha. Dziewczyna sie zatrzymała i spojrzała na Rikera. 
- O co ci chodzi?
- A o to, że zawsze, kiedy powstaje mniejsza kłótnia któreś z nas wychodzi, nie dając szansy wytłumaczenia się... - wyjaśnił. 
-  Ale... Co chcesz mi jeszcze powiedzieć? Że mnie kochasz? Że tego żałujesz? To już słyszałam... 
- Co mam zrobić, abyś mi wybaczyła? Wiem, że zawaliłam i bardzo za to przepraszam... Laura, musisz mi uwierzyć... Do Cassidy nic nie czuje, ja kocham tylko ciebie.  - oznajmił, a do jego oczu również napłyneły łzy. 
- Tyle raz to już słysza... 
- Jak mam ci to udowodnić?! - przerwał jej. - Nie wiem, co znowu muszę zrobić... Jeśli to według ciebie nic nie znaczyło... - podwinął swój rękaw od bluzy i przesunął kilka bransoletek ukazując tym samym swoje rany. - Myślisz, że zrobiłem to od tak? Nie pociąłbym sie dla byle kogo. - Laura spojrzała na owe rany blondyna, a następnie położyła dłoń na jego nadgarstku zasłaniając tym samym jego rany. 
- Obiecywałeś, że już nigdy tego nie zrobisz...
- Straciłem cię. Nie wiedziałem, co z nami będzie... 
- Riker... Ale i tak powinieneś tego nie robić, nie sądzę, abym była tego warta, poza tym... - wzięła głęboki oddech i spojrzała w jego oczy. - Skąd wiesz, co będzie z nami teraz?  - Riekr spuścił wzrok. 
- Dla dla mnie byłaś warta... Zawsze będziesz. Ale teraz... Nie dałaś szansy wyjaśnić tego do końca. - spojrzał na brunetkę z nadzieją, że będzie chciała wysłuchać go do końca. 
- A więc proszę, ale nie wiem czy jest sens jeszcze coś wyjaśniać. 
- Jest sens... Razem z Cassidy, nawet bym z nią dłużej nie rozmawiał, gdyby nie jedno...
- Gdyby nie co? - zapytała zrezygnowana. 
- Ona ma brata, z którym była. To znaczy wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Trochę się z nim posprzeczałem i... Nie skończyło się to najlepiej... 
- Riker, coś ty zrobił? 
- Ja... Wiesz, to ani troche nie było przemyślane, ale ja się z nim...
- Żartujesz..!? Czyli się z nim pobiłeś? - zapytała lekko zaniepokojona. 
- Tak, ale spokojnie, poważniejszego mu się nie stało...
- Jemu... Ale czy tobie nic się nie satło? - zapytała zmartwiona i podeszła do niego. 
- Jakoś się trzymam, trzymałem z wami na wyjeździe... - uśmiechnął sie delikatnie, jednak po krótkiej chwili spoważniał. - Wtedy, jakby to... "Wygrałem" z Brad'em, ale on sam powiedział, że tego tak nie zostawi. - westchnął cicho. 
- Wszystko jasne... - mruknęła zamyślona Laura. 
- Chyba nie rozumiem. 
- Co tutaj trzeba rozumieć, Riker, jeśli to nieprawda, co napisali w internecie, to przez niego byłeś w szpitalu... - wyjaśniła. 
- Czekaj, czekaj... w internecie? Pisali coś na mój temat? - zapytał lekko zdziwiony. 
- Tak, i to jeszcze ile... Nic nie wiedziałeś?
- Skąd? W każdym razie...  "nieprawda, co napisali w internecie"... Co takiego wypisywali? - dopytywał się, dziewczyna wzięła głęboki oddech i spojrzała na blondyna. 
- Tam było napisane, że cię zdradziłam i przez to chciałeś popełnić samobójstwo... - spuściła wzrok. 
- Ale chyba w to nie wierzysz? - Laura przez chwilę nie odpowiadała, a Rikerowi przypomniało się, że to samo powiedziała mu Cassidy w szpitalu. -  Laura, uwierzyłaś w to? 
- Ja... Wtedy tego wszystkiego się dowiedziałeś... Nie wiedziałam, co myśleć... - odpowiedziała cicho. 
- Oh, nie... Nie, nie, nie... Pod żadnym pozorem nie o to chodzi... To tylko jakaś kretyńska plotka. Proszę cię, nie wierz w to. - powiedział cicho, zwłaszcza końcówkę, dziewczyna nic już nie odpowiedziała, tylko zbliżyła się do niego i mocno go przytuliła. 
- Najważniejsze jest to, że ten cały Brad nic ci nie zrobił i jesteś już w domu. - szepnęła.
- Laura... Co teraz z nami będzie? - spojrzał w jej oczy, był pęłny nadziei, że dziewczyna z nim nie zerwie i wszystko mu wybaczy, w końcu on dał już jej kilka szans. 
- Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak to rani... Nie wierze, że dałeś mi tyle szans... Ale... Kiedy dowiedziałeś się o moim pocałunku z Rossem... To było dwa dni przed wyjazdem, a ty...
- Wiem, to było nie w porządku... Wiem to. Ross to mój brat, Ell najlepszy przyjaciel... 
- No jasne, już nieważne... Riker, przepraszam, że tak zareagowałam... - spuściła wzrok. 
- Hej, to zrozumiałe... Nie masz za co przepraszać. Tylko... Nie róbmy sobie już takich niespodzianek, zgoda? - uśmiechnął się delikatnie (choć właściwie niewidocznie), na co Laura spojrzała na niego i przytaknęła. 
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo... Ale jednak... Zaryzykowaliśmy, dzięki tobie. - uśmiechnęła sie lekko. 
- A raczej przeze mnie. 
- Nie... Dzięki tobie. Mimo tego wszystkiego... Cieszę się, że tak się stało. - odparła nadal uśmiechnięta. 
- Rozumiem, że... Wybaczasz mi te całą sprawę z Cass..? - zapytał niepewnie. 
- A jak myślisz? - uśmiechnęła się nieco szerzej i pocałowała go w usta, na co chłopak również się uśmiechnął. - A właśnie... Za kilka dni macie podobno jakiś występ w jakimś programie, wiesz, wywiad i tak dalej... Emm... Na pewno padnie pytanie dotyczące wypadku... 
- Niewątpliwie, tego nie uniknę, ale... Nie wiem, jak będę mógł na to odpowiedzieć nawet nie pamiętając, jak się tam znalazłem... Na pewno będę zaprzeczał wszystkim plotkom na ten temat. - oznajmił. 
- Ale chwila... Jeśli nie pamiętasz, jak się tam znalazłeś, skąd wiesz, że ta plotka nie jest prawdą? 
- Rocky mnie widział, przez chwilę z nim rozmawiałem... Później... Rano, bardzo wcześnie rano wyszedłem z domu, ale... Nie miałem żadnych samobójczych myśli... Co to, to na pewno nie. Jestem tego pewnien. - wyjaśnił, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej z tamtego dnia. 
- A więc Brad... Riker, to musi być on, bo... Kto inny chciałby zrobić coś takiego?
- Równie dobrze mogłem najzwyczajniej w świecie wpaść pod samochód, też logiczne. Przypadek. 
- Nie sądze, aby był to przypadek... Słuchaj, ta cała akcja była dzień przed wyjazdem, zgadza sie?
- Tak..
- Czyli ten chłopak nie miał, jak się zemścić, poźniej wróciliśmy i... Była okazja. - westchneła cicho. 
- Nie wiem... Liczę na to, że wszystko sobie przypomnę, a jeśli okaże się, że to on... Załatwie to sam. - powiedział poważnie. 
- Nie... Lepiej nie, znowu coś się stanie. 
- Nie ważne... Teraz i tak nic nie pamiętam. 
- Nic? - zapytała zrezygnowana. Chłopakowi najbardziej został moment, kiedy wyszedł od Laury i... Pociął sie, ale wolał jej o tym nie mówć. Pokręcił sprzecznie głową. 
- Niestety. Chociaż... Może to na razie lepiej... 
- Potrzeba czasu. - uśmiechnęła sie lekko. - Wiesz... Wydaje mi się, że twoi rodzice chcieliby spędzić z tobą trochę czasu. 
- Widzieli mnie już długo. - Zaśmiał się. 
- No tak, ale ilekroć oni sie z tobą widzą, pojawiam się ja cię zajmuje. - również cicho się zaśmiała. 
- Mnie takie coś pasuje. - uśmiechnął się szeroko. 
- Mnie też, ale wole, aby nie mieli mi tego za złe, więc.
- Ale idziesz ze mną. - powiedział rozbawiony. 
- Chyba się ich nie boisz? - zaśmiała się. 
- Hmm... Ale z tobą będzie raźniej. 
- Dwudziesto dwu letni Riker się boi... Hmm, tego jeszcze nie było. 
- Bywa. 
- Nie ma tak. - powiedziała ze śmiechem. - Ale musisz iść sam. Ja musze jeszcze pogadać z moją matką, chce zabrać mnie ze sobą do Londynu... - westchneła cicho. 
- Przeprowadzasz się do Londynu? - zapytał szybko poważniejąc. 
- Nie, chodzi o to, że nie... To znaczy nie chce i muszę z nią o tym porozmawiać, a tak na marginesie... Mogłaby w końcu cię poznać, wiesz. - uśmiechnęła się. 
- Mnie chyba jeszcze nie zna, ale jeśli ma zamiar nie polubić mnie tak samo, jak James wole, aby w ogóle mnie nie znała. - ponownie sie uśmiechnął. 
- Polubi, polubi, a James... Jak w końcu zrozumie, że jestem z tobą szczęśliwa będzie musiał cię polubić... Albo chociaż przywyknąć, że będzie widywał nas częściej razem. - Zaśmiała się. Riker miał zamiar odpowiedzieć, ale usłyszał dźwięk swojego telefonu, do którego najwyraźniej przyszedł sms. 
- No dalej. - uśmiechnęła sie Laura, aby chłopak bez wahania odczytał, ten uśmiechnał się i tak też zrobił:
"Od: Delly
Wszystko już ok? Może chodźcie na dół? Rodzice chcieliby w końcu z tobą pogadać..." 
Blondyn westchnął cicho i spojrzał na Laurę. 
- Mam nadzieje, że Cassidy nie przerzuciła się na sms'y...
- Nie, to nie ona... Rydel chce, abyśmy zeszli do nich. - odpowiedział z uśmiechem. 
- O tym mówiłam. To ty idź do nich, a ja wrócę do siebie. - odwzajemniła uśmiech. 
- Dobra, ale liczę na to, że chociaż zadzwonisz. - uniósł dwukrotnie brwi. 
- No pewnie. - odpowiedziała radośnie. 
- To chodź. - uśmiechnął się i razem wyszli z pokoju, zeszli na dół, Riker chciał odprowadzić Laurę do drzwi, jednak Mark zawołał te dwójkę. Para posłusznie udała się do salonu, gdzie byli rodzice oraz rodzeństwo Rikera, a także Ell, ale nie było Rylanda. 
- O co chodzi? - zapytał Lynch wchodząc do salonu. 
- Musimy porozmawiać z waszą dwójką... Chodźcie. - oznajmiła poważniejąc Stromie. Laura i Riker spojrzeli na siebie, a następnie doszli do reszty. Brunetka usiadła na fotelu, a Riker na jego oparciu. 
- Tak więc... O co chodzi? - zapytał ponownie chłopak i spojrzał na rodziców, którzy wyglądali na poważnych. 


~~~


I się znowu spuźniłam z oddaniem rozdziału... Dlatego już nie mówię, kiedy dodam kolejny, bo po prostu nie wiem, jak to wyjdzie. Rozdział według mnie jeden z najglupszych, ale coś chciałam w końcu dodać >_< Ogólnie miałam inny pomysł na rozdział, ale pisałam na szybko, więc wyszło, jak wyszło... :) 
A i bardzo dziekuje za ponad 10000 wyświetleń! :o <3

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 37.

- Laura! Nie, czekaj..! - krzyknął zdenerwowany Riker, kiedy dziewczyna wyszła z sali. Spojrzał jeszcze na Cassidy i chciał od razu iść za Laurą, jednak Rocky go zatrzymał. 
- Chyba nie możesz opuścić tej sali... - powiedział cicho brunet. 
- Co? Nie! Ja muszę z nią pogadać... Wyjaśnić... Teraz. - odparł. 
- Riker, Rocky ma racje... Nigdzie teraz nie wyjedziesz, z Laurą porozmawiasz jutro, kiedy wrócisz do domu. - wtrąciła się Stromie. Riker westchnął ciężko i odwrócił się do reszty. Rydel stała zdziwiona zaistniałą sytuacją. wszystkiemu się przysłuchując. 
- Ja z nią porozmawiam. - odezwała się blondynka i spojrzała na starszego brata,  a następnie do niego podeszła. - Wszystko jej wyjaśnię... 
- Nie, lepiej, abym ja jej to powiedział... Po prostu z nią pogadaj, wytłumacz, że nic nie łączy mnie z Cassidy, zgoda? - powiedział cicho.
- No jasne. - uśmiechnęła się lekko i wyszła z sali. 
- Dobra, to my was zostawimy samych... - powiedział tym samym przerywając ciszę, Mark, na co reszta przytaknęła. 
- Widzimy się jutro wieczorem w domu. - powiedział przechodząc obok Rikera uśmiechnięty  Ross. Reszta powiedziała podobnie i po chwili w sali został sam Riker i Cassidy. Dziewczyna przez tamtą chwile w ogóle się nie odzywała, dopiero kiedy wyszła rodzina blondyna postanowiła się odezwać. 
- Martwiłam się o ciebie. - uśmiechnęła się i podeszła do chłopaka. 
- Po co tutaj przyszłaś? - zapytał oschło nie zwarzając na poprzednie słowa blondynki. 
- Myślałam, że ucieszysz się, że mnie zobaczysz... 
- Dlaczego miałbym się cieszyć? Sądziłem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. - odpowiedział patrząc na nią. 
- Wiesz, nie tak łatwo jest o czymś takim zapomnieć. - uśmiechnęła się. 
- Wiesz, ja nie wspominam tego za dobrze. - pokręcił głową. 
- Byłeś pijany, nie sądze, że coś pamiętasz. - Zaśmiała się cicho, przyblizając się do niego, chłopak widząc to zrobił krok do tyłu. 
- Tak się składa, że pamietam wszystko. 
- Tym lepiej... - mruknęła cicho dwukrotnie unosząc brwi. 
- Mniejsza... Skąd dowiedziałaś się, że jestem w szpitalu? - zapytał zmieniając temat. 
- Skąd? Proszę cię, w internecie jest o tym głośno. - odpowiedziała spokojnie. - Piszą, że chciałeś popełnić samobójstwo, bo twoja... Laura cię zdradziła. - wyjaśniła z tajemniczym uśmiechem. 
- Poważnie?! - zapytał mocno zdziwiony. - Jak to..? Jest napisane, że przez Laurę chciałem się zabić?! - wypytywał niespokojnie. 
- No tak... Nie wiedziałeś o tym? - zdziwiła się. 
- Skąd miałem wiedzieć? No świetnie...
- Ale Riker... Czy to prawda? 
- Co? Nie, oczywiście, że nie! Nie miałem do tego pow... Jestem z Laurą... Wszystko, co piszą... To nieprawda. - odparł spuszczając wzrok. 
- Ja ci wierze. - uśmiechnęła się, podeszła do niego i przytuliła, ale chłopak cofnął się jeszcze troche.
- Daj spokój. - spojrzał na nią całkiem poważnie. 
~ ~ ~
Kiedy Laura wyszła z sali wiedziała już, a w każdym razie domyślała sie, kim jest Cassidy. Z jej oczu zaczeły zpływać łzy. Osoby, które mijała dosyć dziwnie się na nią patrzyły, jednak brunetka nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Będąc w drodze do wyjścia wyciągnęła komórkę i wybrała numer Jamesa. 
- Tak? - na głos brata, Laurę lekko się uśmiechnęła. 
- James, mam prośbę... Mógłbyś po mnie przyjechać? - zapytała z nadzieją. 
- Pewnie, stało się coś?
- Wszystko wyjaśnię ci w domu...
- Dobra, too... Gdzie jesteś?
- W szpitalu. 
- U Rikera?
- Tak... Mniejsza, po prostu przyjedź. 
- No jasne, czekaj na mnie, będę za dziesięć minut. - po wypowiedzeniu tych słów przez Jamesa dziewczyna się rozłączyła i wyszła z budynku. Stanęła niedaleko wyjścia i oparła się o mur. Przez dłuższą chwilę stała wpatrując się przed siebie, jednak po chwili usłyszała dobrze znajomy jej głos:
- Wszystko w porządku? - zapytała Rydel podchodząc do Laury, która tylko sprzecznie pokręciła głową i otarła swoje łzy. 
- Nie masz co płakać... Cassidy nie jest żadną dziewczyną Rikera, ani nic podobnego. - powiedziała blondynka. 
- A zatem kim ona jest? - spojrzała na Delly. 
- Ehh... Sądze, że Riker sam chce wszystko ci wyjaśnić...
- O, czyżby? 
- Tak, na razie jest z Cassidy, ale...
- Super, to powiedz mu, że jeśli coś ode mnie chce, będę u siebie. - powiedziała szybko i widząc znajomy jej samochód brata bez słowa ruszyła w tamta stronę. Nie odwracając się za siebie weszła do pojazdu jeszcze raz przetarła swoje łzy. 
 - Laura, co się stało?! - zapytał zaniepokojony James, widząc placzącą siostrę. 
- To nieważne, wracajmy... - mruknęła ze spuszczonym wzrokiem. 
- Mała, wiem, kiedy coś się dzieje. No już. 
- Chodzi o Rikera...
- Oo, znowu on? Laura, czy ty znowu z nim jesteś? - przerwał jej. 
- Jeszcze. - odpowiedziała po chwili wahania. James westchnął cicho i zawrócił kierując się w stronę domu. Jechali w ciszy, Laura nie chciała nic mówić, a James nie chciał już o nic pytać. Po około piętnastu minutach byli już na miejscu. Dziewczyna od razu poszła do swojego pokoju. Jej brat oczywiście chciał dowiedzieć sie, co się stało, jednak ta nie chciała z nim rozmawiać. 
~~~
Rydel wróciła na piętro, na którym znajdowała się sala 213, czyli ta, w której był Rikera. Bez wahania weszła do środka, zastała tam niko innego, jak oczywiście swojego starszego barata i Cassidy. Blondynka była conajmniej wściekła na Cassidy. Spojrzała na nią i bez wahania powiedziała:
- Wystarczy, możesz już iść. - odparła surowo, cały czas na nią patrząc, Riker przyaknął siostrze, ponieważ sam miał już jej dość.
- W porządku... Riker, zobaczymy się jeszcze? - zapytała cofając się do drzwi. 
- Oh, czy ty nie rozumiesz, że on nie chce się z tobą widywać?! - odpowiedziała Delly, zanim Riker zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Cassidy jeszcze krzywo spojrzała na blondynkę i z podniesioną głową, dumnie wyszła z pokoju. 
- Rany, Rydel, stało się coś? - zapytał zdziwiony zachowaniem siostry. 
- Dlaczego wcześniej nie wyjaśniłeś Laurze tej całej chorej sprawy? - odparła uspokajając się. 
- Kiedy miałem to zrobić? Nie chciałem psuć nam wyjazdu, chociaż dzięki wam i tak tak się stało, a poźniej... Już nie miałem kiedy... Rydel, zrozum mnie... - słysząc to blondynka natychmiastowo się uspokoiła i spojrzała na brata. Tylko ona wiedziała, kim tak naprawdę jest Cassidy, nikomu innemu Riker tego nie powiedział. To właśnie z Rydel dogadywał się najlepiej spośród rodzeństwa, z Rydel było tak samo, młodsi bracia byli dla niej bardzo ważni, byli jak przyjaciele, ale jednak to Rikerowi ufała najbardziej. 
- Przepraszam...- powiedziała smutno, spojrzała na brata i usiadła obok niego. 
- Nie masz za co. - uśmiechnął sie lekko. - Nie mówmy już o tym... Gdzie Laura?
- Wróciła razem z Jamesem. - odpowiedziała niechętnie. Riker kiwnął głową na znak zrozumienia. 
- Czyli zobaczę się z nią dopiero, jutro, kiedy wyjdę? - zapytał rozczarowany. 
- Na to wygląda... 
- Jasne... Rodzice już pojechali?
- Tak, chyba tak. Super, czyli nie mam czym wrócić. - Zaśmiała się. 
- A więc chociaż ty ze mną zostań. - uśmiechnął sie. 
- Jasne, nie ma problemu, tylko napiszę o tym mamie, w porządku?
- Pewnie. - przytaknął. Dziewczyna szybko napisała do Stormie, że dziś zostanie u Rikera, a następnie razem z bratem zaczęli rozmowę. 
Laura siedziała sama w swoim pokoju, w swojej prawej dłoni trzymała komórkę i wpatrywała się w numer Cassidy, który odpisała z telefonu Rikera, kiedy spał. Wahała się nad dwoma opcjami: usunięciem numeru i zadzwonienie pod numer. W końcu wybrała, zamierzała to zrobić, jednak do pokoju wszedł James. 
- Hej, mała, masz gościa. - oznajmił otwierając szerzej drzwi, w tej chwili do pokoju wszedł - co dziwne - Ross. Laura lekko zdziwiła się na widok Lynch'a, ale zaraz po tym na jej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Kiedy tylko blondyn podszedł nieco bliżej Laura wstała z miejsca, podeszła do chłopaka i go przytuliła. James wywrócił oczyma i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.  Po chwili dziewczyna odsunęła sie od Rossa. 
- Jak się trzymasz? - zapytał troskliwie, patrząc na nią.
- A jak myślisz? Powiesz mi chociaż, kim jest ta cała Cassidy? Rydel nie chciała powiedzieć...
- Szczerze? Ja też chciałbym wiedzieć. - odpowiedział. 
- Jak to? Nie wiesz? - zapytała zdziwiona. 
- Najwyraźniej zna ją tylko Riker i Rydel, ale... - zaciął się nie do końca wiedząc, co powiedzieć. 
- Ale? Ale co?
- Ale na pewno nic ją z Rikerem nie łączy. O tym bym wiedział... Riker jest jaki jest, ale...  Zaraz, to Riker, przecież on kocha ciebie. - wyjaśnił. 
- Ross... Ja nie wiem, co mam myśleć... 
- Nie powiem ci, mo masz o tym wszystkim myśleć, ale... Riker cię teraz potrzebuje. Jest w szpitalu, to dla niego naprawdę ciężkie. Nawet nie wiesz, jak ucieszył się, kiedy dziś do niego przyszłaś i jak zareagował, kiedy wyszłaś. - uśmiechnął się lekko. 
- Poważnie? 
- Tak, Riker ma... Ma tam swoje wady, ale... Nie można mu zarzucić, że nie jest szczery. Jeśli ci o niej nie powiedział, to nie może być żadna poważna sprawa albo planował ci powiedzieć, w każdym razie jestem pewien, że nic ich nie łączy. - oznajmił z delikatnym uśmiechem. 
- No super, tylko dlaczego ktoś musiał mi to uświadamiać? Powinnam to wiedzieć... Czekaj, Riker został sam? 
- Nie, Rydel z nim jest. Nie martw się, jutro z nim porozmawiasz, wszystko sobie wyjaśnicie i znowu będzie po staremu. - powiedział chcąc uspokoić Laurę. Jak naprawdę się czuł? Okropnie.  W końcu jeszcze niedawno był naprawde w niej zakochany, a teraz pomaga jej, aby dalej była z jego bratem. Właściwie nadal bardzo zależało mu na Laurze i chciał, aby była szczęśliwa, nawet z Rikerem. 
- Ross... - spojrzała na blondyna. 
- Tak? 
- Mogę ci o czymś powiedzieć? - zapytała niepewnie. 
- No jasne, o co chodzi? - posłał jej pytające spojrzenie. 
- Ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz, zgoda?
- Jasne, na mnie można liczyć. O co chodzi?
- Bo ja z E... Zastanawiałam się czy Riker jest ze mną w stu procentach szczery? - Tak, chciała powiedzieć blondynowi o obawach na temat ciąży z Ellingtonem, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Jak obiecała Ratliff'owi - nic nikomu nie powie. Chciała się komuś wygadać, ale nie chciała łamać słowa, dlatego się powstrzymała.  
- Co? To o to chodzi? - zapytał lekko zdziwiony. 
- Tak... 
- Więc, jak już mówiłem, Riker jest szczery. Nie ma po co kłamać, zwłaszcza nie ciebie. Zresztą przecież w związku chodzi o zaufanie, zgadza się?
- Dobra, wystarczyłoby mi zwykłe "tak", nie prosiłam o długą przemowę. - powiedziała szybko. 
- Doobra? 
- Oh, przepraszam, Ross. - westchneła cicho. - Po prostu po tym wszystkim jestem... Sam widzisz... 
- W porządku. - uśmiechnął się lekko. - Dobra, ja muszę wracać, ale ty masz się nie smucić, jasne? - uśmiechnał sie nieco szerzej. 
- Postaram się. - odwzajemniła uśmiech. 
- No ja myślę, więc... Dobranoc, Laura. - pocałował ją lekko w policzek i wyszedł. 
- Pa. - Zaśmiała się cicho i wróciła na swoje miejsce na łóżku. Wzięła do ręki komórke i szybko usunęła numer Cassidy, co miała zrobić wcześniej, ale James z Rossem jej przerwali. Dochodziła godzina dwudziesta druga, chcąc w końcu odpocząć udała się spać. Riker z Rydel rozmawiali razem do dosyć późna, minęła północ, pózniej pierwsza w nocy, aż w końcu i oni postanowili iść spać.  
Koło godziny dziewiątej Laurę obudziły jakieś  hałasy dochodzące z parteru. Dziewczyna niechętnie wstała z łóżka, wyszła z pokoju, a następnie zeszła na dół. Hałas dochodził z kuchni, a więc właśnie tam udała się brunetka. Przechodząc przez korytarz minęła się z Jamesem, który powiedział ciche "powodzenia" i szedł dalej. Laura trochę zdziwiona słowami brata weszła do kuchni, a tam zobaczyła swoją matkę. 
- Mamo? - odparła na jej widok. Nie uprzedziała, że wróci, dlatego była tym zdziwiona. 
- Laura! W końcu cię widzę. - powiedziała zadowolona. 
- Dlaczego nie uprzedziłaś, że wracasz?
- Chciałam zrobić wam niespodziankę, poza tym mam dla ciebie drugą... - uśmiechnęła się tajemniczo. 
- Dla mnie? O, to może być ciekawe... No, słucham. - uśmiechnęła się lekko. 
- Ostatnio dosyć rzadko jestem w domu...
- No tak, zdążyłam zauważyć i przywyknąć. - wtrąciła dziewczyna. 
- W każdym razie... Chcę ci to jakoś wynagrodzić i również chcę, abyśmy spędzały razem więcej czasu, więc... Postanowiłam, że przeprowadzamy się do Londynu na stałe! - oznajmiła zadowolona. Jednak Laurze nie było do śmiechu - wręcz przeciwnie. Patrzyła na matkę zdziwiona, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu... Nie chciała nigdzie wyjeżdżać. 
- Co? Jak to..? James też jedzie? Dlaczego nie możemy tutaj zostać? - zaczęła wypytywać matkę. 
- James zostaje tutaj, w Londynie dostałam świetną pracę, nie mogę odrzucić takiej propozycji. Laura, złotko, spróbuj zrozumieć. - wyjaśniła. 
- Co mam zrozumieć? Mamo, ja nigdzie nie jadę. Zostaje tu, nie ma niej opcji. Mogę tam pojechać, na tydzień, dwa... Ale na pewno nie na stałe. Co to to nie. - oznajmiła całkiem poważnie. 
- Słuchaj, nie mogę zostawić cię tutaj samej, James wraca do siebie, więc nie będzie jak mógł się tobą opiekować. 
- Mamo, ale ja przecież mam już osiemnaście lat, nie potrzebuje opiek. Jestem dorosła, odpowiedzialna. 
- Ehh... Już postanowione, wracasz ze mną do Londynu i koniec. 
- Co? Na pewno nie... Moje życie nareszcie jakoś się układa, Riker w końcu dziś wchodzi ze szpitala, muszę się z nim zobaczyć i nie mogę sobie od tak zostawić... Poza tym pozostali... Julie, Natalie... Nigdzie nie wyjeżdżam. - powiedziała spoglądając na matkę.
- Co za Riker? 
- A tak, przecież nie ma cię cały czas w domu, więc tego nie wiesz... Bo po co? Ehh... Riker to mój chłopak. - wyjaśniła obojętnie. 
- Czyli dla niego chcesz tu zostać?
- Między innymi. 
- Słuchaj, Laura... Wylatuję za cztery dni, do tego czasu jeszcze się zastanów i daj mi znać. - uśmiechnęła się lekko. 
- Postanowione, nie jadę. - uśmiechnęła się ironicznie, odwróciła się i wróciła do swojego pokoju. Tam się przebrała, zrobiła makijaż i ułożyła jakoś swoje włosy. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Wzięła do ręki komórkę i napisała do Rossa, czy wie, o której mniej więcej ma wrócić Riker. Lynch odpisał jej, że koło siedemnastej i zaproponował, aby od razu do nich przyszła, aby mogła porozmawiać z Rikerem. Dziewczyna zodziła sie i umówiłam z Rossem, że przyjdzie koło szesnastej. 
Te sześć godzin ciągnęły się Laurze okropnie, co chwila znajdowała sobie inne zajęcie, ponieważ każde poprzednie szybko zaczynało jej się nudzić. W końcu doszła upragnioną piętnasta trzydzieści, Laura wyszła z domu i udała sie dosyć wolnym krokiem w stronę domu Lynch'ów. Na miejsce doszła kilka minut po szesnastej.  W drzwiach przywitał ją Ross, jednak w domu zobaczyła jeszcze Rylanda, Rocky'ego i... Co nieco dziwne, Ratliff'a. Na Ell'a nie zwróciła zbytniej uwagi, nie chciała myśleć o tym, że jeszcze kilka dni temu naprawde go kochała. Nie było Rydel, ponieważ  wczoraj została u Rikera a rodzice mieli go odebrać, tak, oni mieli go odebrać. W między czasie cała piątka wdała się w dyskusję na temat zespołu. Koło godziny siedemnastej trzydzieści młodzież usłyszała dzwonek do drzwi. Ryland od razu zerwał się z miejsca i poszedł je otworzyć, a reszta owarzystawa stanęła niedaleko drzwi. Ry otworzył, a do domu weszła jak zwykle uśmiechnięta Rydel, potem Stromie i w końcu Riker. Cała szóstka krzykneła naraz: "Witaj w domu, Riker!", po czym się zaśmiali. Blondyn od razu spojrzał na brunetkę i uśmiechnał się lekko. 


~~~


Z opóźnieniem dodaję ten rozdział... Przepraszam, że nie dodawałam nic przez prawie dwa tygodnie, ale po prostu miałam problemy rodzinne, bywa, wiem... W każdym raze kolejny postaram się dodać w weekend, mam nadzieję, że coś mi z tego wyjdzie ^^ Tak więc ten.... No do napisania :D

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 36 + Happy Birthday Riker Lynch!


🎼Dzisiejszy rozdział wyjątkowo będzie pisany z perspektywy Rikera :)


Wróciłem do domu, ale było tutaj pusto. Nie było, jak zwykle głośno, było cicho. Wyszedłem z pokoju i od razu poszedłem na dół. Nie ukrywam, byłem zdziwiony tym, że nikogo tutaj nie ma, zwykle kiedy wszyscy gdzieś wychodzili dawali mi znać, ale nie tym razem. Dosyć leniwie zszedłem po schodach i udałem się w stronę kuchni. Na ścianie wisiał kalendarz, z przyzwyczajenia na niego spojrzałem. 8 listopada? To już dziś? - zdziwiłem się przyglądając mu się.  Westchnąłem cicho, wyciągnąłem jakąś szklankę z szafki i nalałem do niej trochę wody, a następnie wróciłem do swojego pokoju. Na dziś nie miałem żadnych planów, dlatego postanowiłem zadzwonić do Laury. Tak też zrobiłem; sięgnąłem po swój telefon, a następnie bez wahania wybrałem jej numer. Niestety nie odebrała za pierwszym razem, za drugim też nie. Już nie chciałem cały czas do niej wydzwaniać, więc postanowiłem sobie odpuścić, a przynajmniej na razie. Odstawiłem komórkę i do rąk wziąłem swojego iPada  i właściwie z nudów zacząłem przeglądać wszystkie zdjęcia, które tam miałem. Było ich naprawdę dużo; z koncertów, z sesji, ale również wiele zdjęć z Laurą. Uśmiechnąłem się oglądając je wszystkie. Po jakimś czasie usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a, od razu wziąłem telefon do ręki i odczytałem: "Przepraszam, że nie odbierałam, ale chcę spędzić trochę czasu z Jamesem, w końcu zaczynamy się dogadywać. Mam nadzieję, że zrozumiesz... - Laura". Po odczytaniu wiadomości trochę dziwnie się poczułem, ale również ucieszyłem, że w końcu zaczynają się dogadywać. Po dłuższej chwili usłyszałem dzwonek  do drzwi, więc nie spiesząc się, zszedłem ponownie na dół. Od razu, nie patrząc kto idzie, otworzyłem drzwi. Przede mną stanęła wysoka, szczupła blondynka, którą oczywiście doskonale znałem. 
- Cassidy?! - zapytałem ze zdziwienia. 
- Wszystkiego najlepszego, Riker. - powiedziała uśmiechnięta i wręczyła mi małą torebkę z prezentem, nieco się do mnie przybliżyła i się... Obudziłem.
Otworzyłem oczy, ta sama szpitalna sala. Westchnąłem cicho i... Właściwie ucieszyłem się, że był to tylko sen, głównie przez Cassidy, której nie chciałbym teraz widzieć. Przez chwilę wpatrywałem się w pustą ścianę, myśląc o niej. W końcu jednak odwróciłem się na drugi bok. Co dziwne - Laury nie było obok. No cóż, przecież nikt nie kazał jej tu ze mną siedzieć. Usiadłem na skraju łóżka i wziąłem komórkę do ręki. 
- Czy ona może przestać wydzwaniać?! - powiedziałem cicho sam do siebie widząc kolejne nieodebrane połączenie od Cassidy. Jeszcze przez jakiś czas siedziałem bawiąc się swoim telefonem.  Między czasie do sali zdążyły wpaść ze trzy pielęgniarki. Każda za każdym razem robiła tutaj co innego, jedna z nich przyniosła mi jakieś szpitalne śniadanie, którego nawet nie zamierzałem dotykać. Muszę przyznać, że wyglądało już nie najlepiej, a w smaku było pewnie jeszcze gorsze, dlatego miałem ogromną nadzieję, że za niedługo przyjdzie Laura, mama, taka, Rocky, ktokolwiek, kto przyniesie mi coś normalnego do jedzenia. 
Przyszli, jak na zawołanie. 
Siedziałem w tej sali, aż w końcu do środka weszli uśmiechnięci rodzice, za nimi szeroko uśmiechnięta Rydel, ale u niej uśmiech był przecież normalny, za nią również dziwnie zadowolony Ryland, a na końcu weszli Rocky i Ross, którzy radośnie i głośno krzyknęli: "Wszystkiego najlepszego Riker!", a następnie jak reszta podeszli do mnie. Spojrzałem jeszcze w stronę drzwi i zobaczyłem Ellingtona, który wszedł trochę za nimi. Szczerze? Nie jego się spodziewałem.  Zwróciłem wzrok na rodziców.
- Wszystkiego najlepszego, synku! - powiedziała  uśmiechnięta mama, a zaraz później ojciec powiedział to samo. Byłem w pewnym stopniu tym zaskoczony, ale jakby nie było, również cieszyłem sie z tego powodu, co było zresztą normalne. Później każdy, z wyjątkiem Ratliff'a składali mi życzenia, wszystkie były normalne, ale oczywiście Rocky musiał powiedzieć coś innego niż wszyscy. Jego składały się z tekstów typu "wielu dziewczyn, sławy" itp., co mnie rozbawiło. Na samym końcu do mnie podszedł Ell. Wiedziałem, że to raczej nie szykuje się najmilsza  rozmowa, ale co? Miałem się do niego tak po prostu nie odzywać? Już dziś mam dwadzieścia dwa lata, musiałem podejść do tego, jak dorosły, a nie jak jakiś dwunastolatek. 
- Słuchaj, Riker... Chyba w końcu musimy porozmawiać... - zaczął niepewnie podchodząc. 
- Nie da się tego ukryć. - odpowiedziałem udając obojętność. 
- To tak... Ja cię przepraszam, nie chciałem, aby tak wyszło. Zapewne Lura też nie... 
- Zapewne... Ale zastanawiam sie... Co wam odwaliło? Rany... Kiedy to było?
- Ja już nie wiem... Na wyjeździe, jakiś tydzień temu... Ale może porozmawiamy o tym kiedy indziej? Nie chcę psuć ci urodzin. 
- Są w szpitalu, może być gorzej? - uśmiechnąłem się lekko. 
- A w sumie racja... 
- Dobra... - pokręciłem głową.  - Słuchaj... Nie zapomnę wam tego, po prostu.. Ale... Teraz o tym nie mówmy. - oznajmiłem. 
- No jasne. Riker, jesteś moim przyjacielem, nawet nie wiesz, jak tego wszystkiego żałuje. - wyjaśnił sie Ratliff. 
- No jasne, obydwoje żałujecie... - mruknąłem cicho i ponownie spojrzałem na przyjaciela.  - Ale na razie o tym nie mówmy. - powiedziałem cich, na co Ratliff przytaknął i podszedł do Rocky'ego. Poczułem się trochę lepiej po tym, jak Ell mnie przeprosił,  w końcu nadal się przyjaźnimy...  Chciałem dowiedzieć się od rodziców, czy wiedzą, kiedy mnie wypiszą, ale powstrzymałem się słysząc, że ktoś wchodzi do sali. Spojrzenia wszystkich padły właśnie w tamtą stronę, a w drzwiach stanęła Laura. Widząc ją na mojej twarzy od razu zagościł szeroki uśmiech, obydwoje podeszliśmy do siebie. 
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - Szepnęła patrząc mi w oczy i wręczyła mi niewielką torebkę, jak zdążyłem się domyślić, z prezentem dla mnie. Brunetka również była uśmiechnięta. Pierwsze co zrobiłem, to przytuliłem ukochaną, a dopiero w drugiej kolejności zajrzałem do prezentu, w którym między innymi było;


- Nie musiałaś... 
- To twoje święto... Musiałam. - dokończyła za mnie, uśmiechnęła się promiennie i lekko pocałowała mnie w usta. 
- Dobra! Koniec tych czułości, no! - oznajmił Rocky, odwróciłem się do niego i spojrzałem w tamtą stronę. 
- Oh, Rocky... Nie umiesz być romantyczny. - Zaśmiała się Rydel. 
- Umiem, ale ja nie okazuję tak swoich uczuć. 
- Bo nie masz komu ich okazywać? - Zaśmiałem się i spojrzałem na brata. 
- Akurat tak się składa, że... 
- Dobra, koniec. - przerwał Rocky'emu nasz tata. Spojrzałem na niego, a następnie na bruneta i pokręciłem głową. - Będąc w temacie prezentów... Te od nas czekają na ciebie w domu. - uśmiechnął się. 
- No to sobie jeszcze poczekają... - odpowiedziałem cicho. Byłem przekonany, że jeszcze trochę będę musiał tutaj posiedzieć.
- Nie koniecznie. - uśmiechnął się Ross. 
- Ross ma racje, Riker... Jutro wieczorem cię wypisują. - oznajmiła matka. 
- Poważnie? - zapytałem ucieszony, na co mama przytaknęła. 
- Riker, jutro wracasz do domu. - powiedziała zadowolona Laura. 
- W końcu... - uśmiechnąłem się. 
- Przepraszam  na chwilę... - powiedziała Laura i mnie wyminęła, a następnie chyba podeszła do mojej matki, ja jednak wdałem się w niezwykle interesującą  dyskusję z Rocky'm, ale nie potrwała ona długo, ponieważ  po krótkiej  chwili  wszyscy stanęli na około i zaczęli cicho (cicho, bo jakby nie było jesteśmy w szpitalu i raczej trzeba zachować ciszę) śpiewać "Happy Birthday...", a na przeciwko mnie stanęła uśmiechnięta Laura z tortem... Jak się domyśliłem, robiony przez moją mamę. Pierwsze co przyszło mi na myśl? "Macie jedzenie!" Tak, byłem głodny, więc taka była moja pierwsza myśl. Na torsie napisane było "Wszystkiego najlepszego Riker",  "22". I oczywiście logo zespołu. 
- A teraz pomyśl życzenie. - powiedziała Rydel. Posłuchałem siostry, zamknąłem na chwile oczy i zdmuchnąłem świeczki. Jakie było moje życzenie? Hmm, nie trudno się domyślić. 
Dzień minął szybko, a spędziliśmy go wszyscy razem. Dawno tak nie robiliśmy, w ostatnim czasie nie mieliśmy na to czasu, a przez ostatnie dwa tygodnie już kompletnie.  Rocky opowiedział mi o jakiejś imprezie, na której mocno się nawalił, Ryland mówił, co tam u niego i Savannah, a i Ross też o jakiejś dziewczynie wspominał. 
- To może ja was na chwilę zostawię... Pewnie chcecie porozmawiać z nim sami. - oznajmiła brunetka wstając z miejsca. 
- Nie ma takiej potrzeby, zostań. - odpowiedziała matka. 
- Myślę, że jest... Poza tym muszę zadzwonić do brata. - wytłumaczyła się, znacznie cofając. 
- Skoro tak uważasz... 
- Liczę na to, że nie zostawisz mnie tutaj z nimi sam na długo? - zaśmiałem się odprowadzając ją wzrokiem. 
- O to bądź spokojny. - puściła mi oczko i podeszła do drzwi. Już chciała je otworzyć, kiedy zostały otwarte przez osobę po drugiej stronie. Ku zdziwieniu wszystkich na salę weszła pewna uśmiechnięta dziewczyna. Chyba nikt poza mną... Poza mną i Rydel tak naprawdę nie wiedział, kim ona jest. 
- Riker! Myślałam, ze juz cię nie znajdę w tym szpitalu! - powiedziała radośnie podchodząc i przytuliła mnie, ale ja szybko lekko ją od siebie odepchnąłem. Szczerze powiedziawszy zatkało mnie, byłem naprawdę zaskoczony i nie do końca wiedziałem, co na to odpowiedzieć.
- Cassidy... - wymusiłem z siebie tylko jej imię i przeniosłem swój wzrok na Laurę, która spojrzała na mnie, a następnie na Cassidy, powtórzyła jeszcze to kilka razy, aż zostawiła swój wzrok na mnie. 
- To ja was... Nie będę przeszkadzać...  - powiedziała ze łzami w oczach i szybko wyszła z sali. 






Dobra, mamy jeden z krótszych rozdziałów. Jest taki krótki, bo właściwie pisany na szybko, z okazji urodzin Rikera... Właściwie specjalnie na te okazję go napisałam... A jest krótki, bo... Bo nie miałam pomysłów, ale spokojnie, zapewniam, iż następny będzie przynajmniej ze dwa razy dłuższy, w kolejnym wykaśnię kilka istotnych spraw, chociażby ta Cassidy ;3 Tak więc...
A i jeszcze jedno; zdjęcia"prezentu" Rikera przerabiała specjalnie dla mnie moja przyjaciółka CAT, dlatego bardzo proszę o nie kopiowanie :) 
RIKER! HAPPY BIRTHDAY FROM POLISH R5ERS!